Nowy artykuł: Deathbound – unikalny kawałek duszy na imprezę. Recenzja

Redaktor NetMaster
Redaktor NetMaster
13 min. czytania

GenreAkcja, gra fabularnaWydawca Tate Multimedia Wywoływacz Studio Trialforge Minimalne wymaganiaProcesor Intel Core i3-4160 3,6 GHz / AMD FX-6120 3,5 GHz, 8 GB RAM, karta graficzna obsługująca DirectX 11 i 2 lub 3 GB pamięci, na przykład NVIDIA GeForce GTX 950 / AMD Radeon HD 7970, 16 GB na dysku twardymZalecane wymaganiaProcesor Intel Core i7-4770K 3,5 GHz / AMD Ryzen R5 1600 3,2 GHz, 16 GB RAM, karta graficzna z obsługą DirectX 11 i 4 lub 8 GB pamięci, na przykład NVIDIA GeForce GTX 1060 / AMD Radeon RX 580Data wydania8 sierpnia 2024 rLokalizacjaTekstGranica wiekuOd 18 roku życiaPlatformy

PC, PlayStation 5, Xbox Series X, Xbox Series S

Oficjalna strona internetowa

Grano na PlayStation 5

Główni bohaterowie Soulslikes często okazują się specjalistami od wszystkiego: potrafią machać bronią białą, strzelać z łuków i kusz, posługiwać się magią i potajemnie eliminować cele. W Deathbound wszystko działa inaczej – każda postać jest wyjątkowa, a rzeczy, które są dostępne dla jednego, nie można nauczyć drugiego. Jednocześnie w dowolnym momencie możesz przełączyć się na dowolnego bohatera. Jest to nietypowa próba wniesienia do gatunku czegoś nowego, jednak jak to zwykle bywa, brak doświadczenia i liczny zespół nie pozwolą, aby praca brazylijskiego zespołu Trialforge Studio pozostawiła zauważalny ślad w branży. Ktoś zapewne skorzysta gdzieś później z nietypowych pomysłów Deathbound, ale samą grę raczej nie będzie pamiętał.

⇡#Towarzysze mimowolnie

Przede wszystkim poznajemy Therona, mistrza miecza, który potrafi chować się za tarczą i potężnie atakuje w walce w zwarciu. To klasyczny rycerz lub wojownik typu soulslike, parujący ciosy wroga i bez problemu wytrzymujący kilka bezpośrednich trafień. Jednak Theron to dopiero pierwsza dostępna postać i w trakcie eksploracji lokacji natrafimy na inne esencje – tak nazywają się tutaj wszyscy ci bohaterowie, gdyż są to skorupy poległych wojowników. Można znaleźć analogie z Mortal Shell, jednak jeśli tam graliśmy jako mięczak, który przebrał się w inną zbroję, to tutaj każda postać to odrębna osobowość.

W tej grze wejście na dużą arenę nie zawsze oznacza spotkanie z bossem

Jest tu rozbójniczka Anna, która potrafi zakraść się do wrogów od tyłu i wyeliminować ich jednym ciosem, a także strzela z kuszy. Jest czarodziej Haodan, który używa różnego rodzaju zaklęć, ale jeśli użyjesz magii zbyt często, nastąpi przegrzanie i Haodan eksploduje, zadając obrażenia sobie i otaczającym go wrogom. Julia dzierży włócznię – idealną w przypadkach, gdy lepiej jest zachować pewien dystans od wroga. W sumie jest sześć esencji, ale możesz zabrać ze sobą tylko cztery – możesz zmienić swój ekwipunek podróżny w pobliżu lokalnych ognisk.

Wybór nie powinien opierać się wyłącznie na tym, jak lubisz grać. Ważne jest także takie rozmieszczenie postaci w menu, aby nawiązane między nimi połączenia zapewniały jak najwięcej przydatnych bonusów. Faktem jest, że nie wszyscy bohaterowie dobrze się ze sobą dogadują – często wdają się w słowne sprzeczki, bo inaczej patrzą na świat. Inni wręcz przeciwnie, znajdują wspólny język. Dlatego jeśli umieścisz obok siebie czarodzieja Haodana i włóczniczkę Julię, którzy mają dobre relacje, ataki Julii w zwarciu zaczną wyrządzać szkody. A bandyta Agaros i Julia to niedoskonały duet, ponieważ obrażenia zadawane przez wszystkich rosną, ale obrona jest zmniejszona o jedną trzecią.

Nie ma pełnoprawnej zabawy w chowanego ze schronami i wysoką trawą – wystarczy zakraść się do wroga od tyłu jako bandyta

Możesz przełączać się pomiędzy esencjami w dowolnym momencie. W oddali widziałeś kusznika – nie ma sensu biec w jego stronę jako szermierz, wziąć maga i rzucić w niego trującymi kulami, a potem od razu zaatakować brutala, by rozprawić się z nadbiegającymi od tyłu wrogami. Poza wymienionymi powyżej połączeniami, pomiędzy esencjami nie ma zbyt wielu synergii. Na przykład, gdy wskaźnik synchronizacji na dole ekranu jest pełny, możesz przełączyć się na inną postać podczas ataku jedną postacią, aby wykonać potężny ruch. Odbywa się to w sposób krzywy – czas nieatrakcyjnie zwalnia, bohaterowie przechodzą przez siebie; i nie jest faktem, że w ogóle uda ci się pomyślnie przełączyć, ponieważ wróg może przy tym uderzyć.

Uzdrawianie jest ciekawie zrealizowane. Zawsze nosisz ze sobą kilka wzmacniaczy esencji, które regenerują się, siedząc przy ognisku, ale nie są to zwykłe apteczki. Kiedy używasz wzmacniacza, zdrowie wybranej esencji zostaje uzupełnione, ale jednocześnie część „życia” zostaje odebrana reszcie. O wiele skuteczniejsze jest leczenie atakami – każde Twoje trafienie poprawia zdrowie wszystkich esencji. Inaczej mówiąc, gra zachęca do przełączania się pomiędzy postaciami – jeśli któraś z nich odniesie poważne obrażenia, warto zabrać ze sobą kogoś innego, by przywrócił jej zdrowie i uniknął śmierci. Śmierć jakiejkolwiek esencji oznacza koniec gry – wracasz do ostatniego ogniska, a zebrane doświadczenie zostaje odebrane, jak we wszystkich kawałkach duszy.

Po śmierci powrót do bossów jest łatwy dzięki skrótom

⇡#Ten sam akordeon

Na tym kończą się nietypowe pomysły, a poza tym Deathbound jest albo zbyt podobny do swoich inspiracji, albo od nich gorszy. Wizualnie nie jest to najbardziej imponująca gra, ale jest kilka pięknych momentów. Lokacje bardzo rozczarowują jednak swoją liniowością – raczej się nie zgubisz, gdyż zawsze dostępna jest tylko jedna ścieżka. Możesz skręcić w małą uliczkę lub wejść do małego pokoju, w którym znajdziesz kolejny przedmiot eksploatacyjny, ale nie jest to nieliniowość występująca w Dark Souls, a nawet Mortal Shell.

Walka z przeciwnikami nie jest nudna, ale jednocześnie system walki bardzo odbiega od tego, co oferują wysokiej jakości Soulslice. Zwłaszcza, gdy spotykasz szefów. Wydają się dobrze wyglądać i używają różnych technik, ale nie ma piękna w bitwach – kiedy parujesz ataki, słyszysz brzęk mieczy, zręcznie unikasz ciosów, uczysz się strategii i tak dalej. Proste animacje i kiepsko wykonane efekty (jak wspomniane spowolnienie) sprawiają, że walki wyglądają bardzo tanio. Te same uniki czasem działają, czasem nie: wygląda na to, że nacisnąłeś wszystko w odpowiednim momencie, a mimo to otrzymałeś obrażenia. Czasami popełniasz błąd i wykonujesz nieodpowiedni unik, a gra się na tym liczy.

To tak, jakby znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze

Rozczarowuje także brak zróżnicowanego wyposażenia. Czasami spotykasz pierścienie i amulety, które zapewniają dodatkowe cechy, ale te wzrosty są tak nieznaczne, że ciągle zapominam przejść do odpowiedniego menu. Tak, a pompowanie rodzi pytania. Po pierwsze, za zdobyte doświadczenie (jeśli nie straciłeś go w przypadku śmierci) możesz kupić pasywne bonusy, takie jak zwiększone zdrowie lub zwiększona siła ataku – ale te wartości procentowe są bardzo małe, więc trudno ocenić wpływ na rozgrywkę.

Po drugie, zbierając wspomnienia esencji, możesz kupić dla nich nowe umiejętności pasywne – których „kolekcjonera” znajdziesz, ulepszysz. Są też tak dziwne „pasywne” umiejętności, że czasami spędzałem kilka minut, próbując zdecydować, który poziom chcę podnieść – wybór był tak kiepski. Z jednej strony to dobrze, że nie musisz zbytnio skupiać się na znajdźkach – nic nie stracisz, jeśli je przegapisz. Z drugiej strony takie umiejętności mogą znacząco wpłynąć na przebieg bitew i uczynić przejście ciekawszym dla tych, którzy zdecydują się je otworzyć. Ale tak się nie dzieje – grając tą czy inną esencją w pierwszych minutach, będziesz to robił aż do napisów końcowych.

Nie należy winić tłumaczy za dziwne dialogi – w oryginale są takie same

Ale największą straconą szansą jest opowiadanie historii. Akcja jest bardzo nietypowa – to średniowieczny świat powstały na ruinach zaawansowanego technologicznie miasta. Rycerze i kaci na stadionach i w centrach wystawowych, przechodzący przez piszczące wykrywacze metalu – brzmi śmiesznie, ale niestety, praktycznie nie było tu miejsca na humor. Zamiast tego scenarzyści postanowili „bawić” graczy dialogami, w których bohaterowie nieustannie przeklinają i kłócą się, a główny wątek okazał się poważniejszy niż kiedykolwiek. Jest kilka lekkich momentów, takich jak ciekawe historie postaci, gdzie, podobnie jak w The Division, odtwarzamy sceny z udziałem postaci holograficznych, ale poza tym nic innego nie zapada w pamięć.

***

To jest główny problem gry – nie robi ona wrażenia na tyle, aby mówiąc o Soulslices chciało się powiedzieć: „Ale w Deathbound…” Pomimo oryginalnych pomysłów i ich nie najgorszej realizacji, nowy produkt przypomina projekt z wczesnego dostępu – ciekawy pomysł, że „ugotowanie” zajmuje jeszcze kilka miesięcy, a nawet lat. Ulepsz animacje, dostosuj fabułę, uczyń system walki bardziej ekscytującym – teraz wszystkie te elementy nie są straszne, ale też nie są dobre. Pod nieobecność ryb Deathbound może zachwycić fanów gatunku, którzy przeszli już przez wszystko, co było do zrobienia, ale jeśli jest wybór między nim a czymś innym, w większości przypadków lepiej wybrać coś innego.

Zalety:

ciekawa okolica – połączenie średniowiecza i nowoczesnych technologii;oryginalny pomysł z kilkoma postaciami, pomiędzy którymi można się przełączać;Zabawny system leczenia, który zachęca Cię do ciągłej gry różnymi bohaterami.

Wady:

ciekawe otoczenie nie jest w żaden sposób wykorzystywane w narracji, a fabuła jest w większości nudna;brzydkie bitwy, w tym z bossami, spowodowane kiepskimi animacjami i nieodpowiednimi efektami specjalnymi, takimi jak niezdarne spowolnienie;lokacje liniowe – nawet jeśli możesz się odsunąć, nie znajdziesz tam nic ciekawego;Postacie dysponują dużą liczbą umiejętności, które można ulepszać, jednak nie ma w czym wybierać – ich wpływ na rozgrywkę jest minimalny.

Grafika

Zewnętrznie gra przypomina Mortal Shell: wygląda normalnie, momentami nawet pięknie, jednak rzuca się w oczy niski budżet.

Dźwięk

Muzyka przeciętna i ten sam dubbing – nie ma co krytykować, ale też nie ma się czym chwalić.

Pojedynczy gracz

Liniowa gra akcji, w którą najchętniej zagrasz ze względu na ciekawe pomysły i mechanikę. Fabuła, system walki i inne elementy są zrobione lepiej w innych grach.

Szacowany czas realizacji

12:00.

Gra grupowa

Nie podano.

Ogólne wrażenie

Niezwykły kawałek duszy, który pozwala grać nie jedną postacią, ale kilkoma naraz. Niestety jakość wykonania wielu podzespołów pozostawia wiele do życzenia.

Ocena: 6,0/10

Więcej o systemie ocen

Deathbound_review_3.jpg Deathbound_review_4.jpg Deathbound_review_5.jpg Deathbound_review_6.jpg Deathbound_review_8.jpg Deathbound_review_9.jpg Deathbound_review_1.jpg Deathbound_review_10.jpg Deathbound_review_11.jpg Deathbound_review_12.jpg Deathbound_review_13.jpg Deathbound_review_14.jpg Deathbound_review_15.jpg Deathbound_review_7.jpg Смотреть всеизображения (15)

Wideo:

⇣ Spis treści Towarzysze niechętnie Ten sam organ Komentarz ( ) Wieczorne 3DNews W każdy dzień powszedni wysyłamy podsumowanie wiadomości bez żadnych bzdur i reklam. Dwie minuty na przeczytanie – i jesteś świadomy głównych wydarzeń. Powiązane materiały Krytycy wydali werdykt w sprawie Black Myth: Wukong – dzieło małpy czy nowy król gatunku? Coś pomiędzy Fallout: New Vegas a Prey: pierwsze screeny i szczegóły retrofuturystycznego RPG akcji od zespołu współtwórcy Dishonored Ambitna gra akcji osadzona w mrocznym świecie fantasy, Dungeonborne, przygotowuje się do premiery – na platformie Steam rozpoczęły się ostateczne testy Songs of Conquest to pieśń wielkości. Recenzja Senua’s Saga: Hellblade II – zapomnieli stworzyć grę. Recenzja Still Wakes the Deep to przerażający symulator chodzenia. Recenzja

Udostępnij ten artykuł
Dodaj komentarz