Spośród wszystkich uczestników rozmów, które odbyły się w Stanach Zjednoczonych w zeszłym tygodniu między krajem gospodarzem, Japonią i Holandią, nikt nie jest jeszcze gotowy, by otwarcie mówić o ich wynikach. Tylko urzędnicy amerykańscy powiedzieli, że umowa została sfinalizowana, ale dopiero okaże się, w jaki sposób wpłynie ona na zdolność Japonii i Holandii do dostarczania Chinom zaawansowanego sprzętu do produkcji chipów.
W przypadku dostaw japońskiego sprzętu, jak wyjaśnia Reuters powołując się na Kyodo News, strona chińska odczuje skutki nie wcześniej niż wiosną tego roku, gdyż japońscy parlamentarzyści muszą jeszcze zmienić ustawę o wymianie technologii z zagranicą. W nowym wydaniu stosowne prawo nie będzie zawierało bezpośredniej wzmianki o Chinach, ograniczającej dostawy pewnego asortymentu sprzętu litograficznego, gdyż nawet wychodząc naprzeciw potrzebom amerykańskich partnerów, władze Japonii nie chcą zaostrzać konfrontacji z Chinami. Ponadto Chiny są ważnym rynkiem dla japońskich dostawców, generując do jednej trzeciej całkowitych przychodów.
Przypominamy, że przedstawiciele władz holenderskich wielokrotnie powtarzali w ostatnich tygodniach, że ewentualne zaostrzenie sankcji wobec Chin powinno uwzględniać równowagę interesów zarówno w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego, jak i handlowej, gdyż ten sam ASML otrzymuje do 15 proc. swoje dochody z dostaw sprzętu do Chin. Szef firmy, Peter Wennink, przyznał nawet, że chińscy klienci prędzej czy później będą w stanie samodzielnie odtworzyć cały sprzęt niezbędny do postępu w litografii, nawet jeśli zajmie to trochę czasu. W przededniu okazało się, że chińskim producentom udaje się kupować sprzęt na rynku wtórnym, nawet jeśli jest to formalnie zabronione w dostawach do Chin.